Jaki inny temat mógłby pojawić się w lipcu, jak nie opowieść osadzona w malowniczej wsi Lipce?
Zapraszam do lektury!
Łod zarania dziejów, wiedzo całe Lipce:
„Życie opiero sie na chuju i cipce”.
I nie trza im wieszcza
Coby wciąż łobwieszczał:
„Ludzie! Źle mówita: na kuśce i pipce!”
Maciej, to ci dopiero sielne chłopisko
Nosi w portkach kuśkę, wielką jak cepisko
Jak Jagusię zmacoł
Rychtyk jo łobracoł
W komorze, po izbie, aże na klepisko.
Jagusia Paczesiów - krewka krasnolica,
Marnowała chłopów w brzucha okolicach.
Jajca im całkiem flaczały,
A baby lamentowały:
„Wygnać Jagne ze wsi! Strzyga! Ladacznica!”
Chodził po wsi Antoś, na kiecki był łasy.
Tak skokoł po dziewkach, aze mioł zakwasy.
Nos zadarty, hardy,
W lędźwiach zasie twardy.
Nie szczędził dziouchom „smakować kiełbasy”.
Hanuś, Antosiowa - przekorno bestyja.
Taka niby harda, co bez łeb da w ryja...
A za grusków capke
Dawała „kuciapke”
Byle chłop mioł w portkach sielny kawoł „kija”
W pasiastej spódniczce, Borynówna Józka
Od płotu do płotu skakała jak kózka
Błyskając tajemnym
Ud trójkątem ciemnym,
By chłopcy badali co jej kryje bluzka.
Kuba, stary parob, jako panisko żyje.
Tytoń se podpala, po jarmarkach pije
Łobrotny ma „łepek”
A kuśką jak cepek
To Dominikową pode płotem kryje.
Wituś z kuśką sterczącą jako patycek,
Gonił za dziouchami jako mały bycek.
Łapać był gotowy
Nawet wymię krowy
Bo „dobry krowięcy, byleby był cycek”
Każdą babę we wsi uśmiech Mateusza
Od pięt aż po czubek głowy w mig rozruszał.
A gdy o podołek...
Opierał swój „kołek”,
Wywoływał drżenie i opór dziewki kruszał.
Jedna taka we wsi - „Żołnierka” Tereska
Miała pewien feler – cyc płaski jak deska.
Przeto, by się gzić
Wypinała rzyć.
Nie bacząc kto łonacy, byleby „na pieska”
Nie ma w całych Lipcach, wie każda dziewczyna
Większego niż kowal dupka i kretyna
Zamiast baby kłóć
Woli młotem kuć
A w zaciszu kuźni trzepać kapucyna
Zwykle w karczmie siedzi - łysa pijanica
Po flaszcze haraku, wszystkim się zachwyca.
A nojwięcy Jagnie słodzi
Cięgiem nocą do niej chodzi
Lecz kuśka nie sługa, po wódce – martwica...
Bez środek wsi lezie znów Dominikowa
A kto ino może, po kątach się chowa.
Ciągle wszystkim ziora
Od pola do dwora
I tylko Kubie przy tyłku daje pofolgować.
Za zakrystią przy niedzieli Organista.
Gdzie częściowo dróżka bywa zbyt błotnista
Przed kałdunem swym spasionym
Każe skakać dziewkom młodym
I się w spazmach wije glista – onanista.
Organistów Jasio, oczytany w książkach
Lubił ręce nurzać w Jagny pięknych wstążkach
Nie mając jeszcze święceń
Namawiał do poświęceń:
- „Za possanie drążka dam ci ja pieniążka”.
Dobrodziej, najbardziej lubił konfesjonał.
Słuchać kto z kim, czego niby tam „dokonał”.
Kładł na bezbożników
„Zdrowasiek” bez liku.
Tym więcej im szybciej ze śmiechu by skonał.
Nie widzieli we wsi z żadną babą Rocha
Wzięty raz na spytki, Jagustynce szlochał:
- „Z uczuciem się kryję
By nie dostać w ryjek,
Bo się kocham skrycie... ale tylko w chłopach!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz